Napiwki: dawać czy nie dawać? Jeśli tak, to komu i ile? Te pytania pojawiają się bardzo często podczas podróży zagranicznych. I choć temat pozornie jest dość błahy, w wielu miejscach jeden niewłaściwy ruch może się skończyć bardzo niezręczną sytuacją 🙂 Warto pamiętać, że zasady dawania napiwków na świecie bardzo się różnią. Czasem wręczenie drobnej sumy może być uznane nawet za obrazę! W innych przypadkach podobnie kończy się niepozostawienie „kilku groszy”. Sprawdź więc, co powinieneś wiedzieć o napiwkach w podróży i jakie są zasady gry! Dlaczego wręcza się napiwki? Czasami, gdy pojawia się temat napiwków, można usłyszeć głosy oburzenia. „Dlaczego mam dodatkowo dawać pieniądze, skoro zapłaciłem za usługę?!”. W tym podejściu czasami jest wiele racji. Warto jednak pamiętać, że nie zawsze. W wielu krajach świata np. kelnerzy otrzymują bardzo podstawową wypłatę, a napiwki, które otrzymają, są uznawane za część ich wynagrodzenia. Tak jest choćby w Stanach Zjednoczonych, gdzie kultura dawania napiwków jest bardzo rozwinięta. W założeniu mają one motywować pracownika do tego, aby zapewnił gościowi lokalu jak najlepszą obsługę. To jednak nie jedyny powód, dla którego wręcza się napiwki. Warto pamiętać o ich znaczeniu kulturowym i symbolicznym. W wielu krajach drobne sumy wręczane osobom, które Cię obsługują, są tradycją – tak działa na przykład arabski bakszysz. W innych będą po prostu mile widziane – jako wyraz Twojej wdzięczności za dobrą obsługę. Napiwek może być też formą wsparcia dla lokalnej społeczności. Pamiętaj, że suma, która dla Ciebie jest bardzo drobna, dla osoby z ubogiego kraju, w którym wartość pieniądza jest zupełnie inna, może być znaczącą pomocą w „dopięciu” miesięcznego domowego budżetu. Oczywiście napiwku nie należy mylić z jałmużną! Dlatego nie należy przesadzać z jego wysokością – to tylko i aż grzecznościowa opłata za obsługę. Ale uwaga! Są kraje, w których dawanie napiwków jest nie tylko niewymagane, ale może zostać uznane za obrazę. Czytaj dalej i zobacz, gdzie trzeba szczególnie uważać! Komu daje się napiwki? Kto może oczekiwać od Ciebie napiwków? To zależy od kraju. W regionach, gdzie dawanie napiwków jest silnie rozwinięte, liczba pracowników sektora usług, którym wypada dać napiwek, będzie dłuższa niż w państwach, gdzie ta tradycja nie jest szeroko rozwinięta. Najczęściej napiwki są wręczane: obsłudze kelnerskiej w restauracji, pracownikom hotelu, a przede wszystkim bagażowym oraz ekipie sprzątającej, barmanom. To jednak nie wszystko! Warto wiedzieć, że w wielu krajach są oczekiwane napiwki dla: kierowców taksówek i innych płatnych środków transportu, kierowców autokarów i busów podczas wycieczek objazdowych, lokalnych przewodników, wykonawców innych usług, np. fryzjerów czy kosmetyczek, przypadkowych przechodniów – napiwek może być oczekiwany np. za otwarcie drzwi, pokazanie drogi czy zrobienie zdjęcia. Trzeba się z tym liczyć na Bliskim Wschodzie. Za to w wielu krajach azjatyckich danie napiwku to prawdziwe faux pas! Czytaj więcej: Zaskakujące zwyczaje w Japonii, o których nie miałeś pojęcia Ile dać napiwku? Napiwek zazwyczaj jest drobną sumą, choć jego wysokość jest uzależniona ostatecznie od Twoich decyzji. Są takie kraje, w których obsługa jest automatycznie doliczana do rachunku – widzisz ją jako osobną pozycję na paragonie w restauracji. Wówczas najczęściej pobierany jest odpowiedni procent od podstawowej opłaty – z reguły nie więcej niż 10-15%. W innych państwach, podobnie jak w Polsce, bywa różnie. Wówczas wysokość napiwków jest uznaniowa i zazwyczaj oczekiwane jest także kilkanaście procent więcej. Jednak w niektórych krajach wystarczające jest zaokrąglenie kwoty do zapłaty do pełnych dziesiątek/setek/tysięcy (w zależności od waluty – w końcu np. 1000 indonezyjskich rupii to… 0,26 zł!). Reguły różnią się w zależności od tego, gdzie się wybierasz. A jeśli chcesz wiedzieć więcej, oto lista popularnych kierunków wraz z zasadami dawania napiwków. Napiwki w Europie Zacznijmy od najbliższych krajów, czyli od Europy. Tu w większości krajów możesz się spodziewać: automatycznego doliczenia opłaty za obsługę w restauracji do rachunku, choć pozostawienie dodatkowej kwoty kelnerowi będzie w wielu z nich mile widziane, braku automatycznego naliczania napiwków personelowi hotelowemu, acz – ponownie – drobna kwota dla obsługi będzie dobrze odebrana. W krajach Europy Zachodniej i Południowej nie wręcza się napiwków taksówkarzom czy kierowcom autokarów. A co z przewodnikami? Napiwki są oczekiwane, gdy uczestniczysz w darmowym oprowadzaniu po miejscowości turystycznej. Tak zwane „free tours” można spotkać w większości miast popularnych wśród podróżujących. Większość z nich jest bardzo ciekawych i pozwala w krótkim czasie zapoznać się z ciekawostkami o odwiedzanym miejscu. Opłata, którą wnosi się na zakończenie takiego eventu, jest dobrowolna. A oto kilka przykładowych zasad w europejskich krajach, o których warto pamiętać. Napiwki w Danii Pytania o napiwki w Danii pojawiają się coraz częściej, ponieważ popularne staje się np. odwiedzanie przepięknego Bornholmu. Warto pamiętać, że jest to kraj skandynawski, w którym pracownicy sektora usług są bardzo dobrze opłacani. Nie ma tutaj też bardzo rozwiniętej kultury wręczania napiwków. Dlatego w zdecydowanej większości przypadków napiwki w Danii nie będą oczekiwane. Można za to spodziewać się automatycznej opłaty za serwis doliczonej do rachunku. Jeśli jesteś bardzo zadowolony z obsługi w restauracji, możesz zaokrąglić płaconą sumę lub dodać 10% więcej, jednak nikt nie obrazi się, jeśli tego nie zrobisz 🙂 Czytaj więcej: Tania wyprawa na Bornholm – zwiedzaj na rowerze! Napiwki we Włoszech We Włoszech ostateczna wysokość Twojego rachunku może zależeć od tego, gdzie będziesz jeść i pić 😉 I nie chodzi wyłącznie o to, czy bierzesz jedzenie na wynos, czy zasiadasz do stolika. Innej opłaty możesz się spodziewać, gdy usiądziesz przy barze, a innej – przy stoliku. Taka zasada obowiązuje przede wszystkim w kawiarniach „z wyższej półki”. Szybko wypijając espresso czy cappuccino przy barze, zapłacisz o 1-2 euro mniej, niż gdy rozsiądziesz się wygodnie przy stoliku. Przy stolikach w większości trattorii, pizzerii i kawiarni automatycznie doliczane jest tzw. coperto, czyli opłata za nakrycie stolika. Mówi się, że jej naliczanie to pokłosie średniowiecznej tradycji – wówczas podróżujący przybywający do karczm zazwyczaj mieli swoje jedzenie i picie. Pobierano więc od nich opłatę za miejsce 🙂 Czytaj więcej: Co zobaczyć w Bergamo w 24 h? A co z dodatkowymi napiwkami? Włosi są w tej kwestii oszczędni. Albo nie dają ich w ogóle, albo płacą ok. 5-10% więcej. Podobnie jest z napiwkami w Hiszpanii, Portugalii czy we Francji – tu możesz oczekiwać wliczenia opłaty w rachunek. Takie same zasady obowiązują w Grecji. Uwaga! Napiwków nie wręcza się w Norwegii czy na Islandii. W Holandii zaś doliczana jest, ustalona przepisami prawa krajowego, opłata za usługi na poziomie 15%. Z tego powodu napiwki nie są oczekiwane (acz można sobie na nie pozwolić, gdy jest się szczególnie zadowolonym z usługi). Napiwki w Austrii Wręczanie napiwku w Austrii jest bardzo dobrze widziane i jest uzależnione od jakości serwisu. Zostawia się go za miłą i dobrą obsługę, zwyczajowo to 5-10% wartości rachunku. Jeśli w lokalu jest samoobsługa, nie trzeba go zostawiać. Podobnie nie ma konieczności pozostawiania napiwku przy barze. Uwaga! Napiwek wręcza się bezpośrednio do ręki, a nie pozostawia na stole! Drobne sumy wręcza się także wykonawcom „usług personalnych”, czyli np. fryzjerowi czy kosmetyczce, jak również obsłudze w hotelu, kierowcy taksówki / autokaru wycieczkowego, a także (choć nie jest to obowiązkiem) – pracownikowi stacji benzynowej, jeśli napełnia bak podczas tankowania. Napiwki na Bliskim Wschodzie W Krajach Orientu napiwki są częścią lokalnej kultury i wyrazem grzeczności. Jest to związane z zasadami islamu, gdzie jednym z filarów wiary jest jałmużna dla biedniejszych. Mowa o tzw. bakszyszu. Jest to niewielka opłata oczekiwana za większość, nawet drobnych usług. Bakszysz wręcza się obsłudze w restauracji, personelowi hotelowemu, kierowcom taksówek i autokarów, obsłudze na stacjach benzynowych, lokalnym przewodnikom. Może być też oczekiwany np. za zrobienie zdjęcia przy jakiejś atrakcji turystycznej czy wskazanie drogi. Zwyczajowa wysokość takiego napiwku to ok. 1$. Trzeba przy tym wspomnieć, że niestety, w bardzo turystycznych krajach arabskich, np. w Egipcie czy Tunezji, zdarza się agresywne żądanie bakszyszu za usługi… których podróżnik wcale nie zamawiał, np. za ustawienie bagażu na taśmie przy stanowisku odprawy na lotnisku. W takiej sytuacji warto powiedzieć stanowcze „nie”! Ciekawostka: napiwki są bardzo źle odbierane w Iranie! Chociaż to właśnie z języka perskiego pochodzi słowo bakszysz, w tym kraju napiwek jest oczekiwany tylko np. przez kierowców busów wycieczkowych, którzy pracują przez wiele godzin. W restauracjach, sklepach czy hotelach próba wręczenia napiwku może być potraktowana jako zniewaga. Wynika to z faktu, iż okazywanie uprzejmości gościom i bycie pomocnym to ważny kod kulturowy w Iranie. Ten zwyczaj jest nazywany tarof. Ale uwaga! Trzeba pamiętać, że w tym kraju czasami odmawianie przyjęcia opłaty, np. za podwiezienie, jest wyrazem grzeczności. Nie oznacza to jednak, że Irańczyk jej nie oczekuje – czasem po prostu zgodzi się na nią za drugim czy trzecim razem. Nie powinno to jednak dziwić – w końcu i w Polsce zdarzają się takie „przepychanki” 🙂 Napiwki w Azji Zasadniczo na Dalekim Wschodzie nie ma szeroko rozwiniętej kultury dawania napiwków. Są jednak takie kraje, gdzie wręczenie drobnej sumy będzie pozytywnie odebrane, i takie gdzie wręczenie napiwku jest absolutnie niedopuszczalne! Napiwki w Tajlandii, Laosie, Kambodży i Wietnamie W tej części Azji Południowo-Wschodniej napiwki pojawiły się… wraz turystami, ponieważ nie są częścią lokalnej kultury. Dlatego ich wręczanie jest opcjonalne, choć np. w Bangkoku można się już spotkać z doliczaniem opłaty za serwis do rachunku – zwłaszcza w droższych restauracjach. Napiwek można wręczyć obsłudze w restauracji czy hotelu, a także kierowcom. Raczej nie jest oczekiwany np. przy wizycie u fryzjera czy kosmetyczki. Kiedy korzystasz z taksówki czy tuk-tuka, warto zaokrąglić płaconą kwotę. Opisane zasady obowiązują również w pobliskich krajach, np. Wietnamie, Laosie czy Kambodży. Czytaj więcej: Co może zaskoczyć Cię w Tajlandii? Napiwki w Malezji W Malezji napiwki nie są oczekiwane – chyba że w bardzo drogich, typowo „zachodnich” restauracjach. Wręczenie drobnej sumy będzie dobrze odebrane – np. przez kelnera czy personel sprzątający, a także przez kierowcę busa czy lokalnego przewodnika. Napiwków nie przyjmują taksówkarze czy pracownicy sektora usług. Czytaj więcej: Malezja: raj dla foodies Napiwki w Singapurze W Singapurze sytuacja wygląda podobnie jak w Malezji – napiwki nie są zazwyczaj oczekiwane. Możesz się jednak spodziewać 10-procentowej opłaty za serwis, doliczonej do Twojego rachunku w dobrych restauracjach. Czytaj więcej: 15 zaskakujących faktów o Singapurze Napiwki w Japonii W Japonii napiwki są uznawane z obrazę. Nie należy ich wręczać! Jeśli zechcesz to zrobić, spotkasz się z grzeczną, acz stanowczą odmową przyjęcia dodatkowej sumy – i to gdziekolwiek zapragniesz dać napiwek. W restauracjach z „wyższej półki” możesz się jednak spodziewać konieczności zapłacenia za otashi – obowiązkową przystawkę, którą otrzymasz, czy chcesz, czy nie. Rachunek opłaca się tu najczęściej przy kasie, a nie przy stoliku. Podobne zasady obowiązują np. w Chinach oraz w Korei Południowej. Sprawdź: Przygotowanie do wyprawy do Japonii – wskazówki Napiwki na Sri Lance Dawanie napiwków na Sri Lance nie jest częścią tradycji, jednak coraz częściej jest oczekiwane. Dlatego warto zostawiać drobne sumy w restauracji, hotelu czy też dodatkowo wynagrodzić przewodnika oraz kierowcę autobusu. Lankijczycy są bardzo przyjaźni i pomocni, dlatego niezależnie od tego, czy pozostawisz napiwek, możesz się spodziewać miłej atmosfery. Czytaj więcej: Dlaczego warto odwiedzić Sri Lankę? Napiwki w Ameryce Północnej W Ameryce, zasadniczo, napiwki są mile widziane, a czasem nawet obowiązkowe. Wszystko zależy od kraju, który odwiedzasz. Napiwki w USA W Stanach Zjednoczonych napiwki to standard. Są one oczekiwane, nawet jeśli restauracja pobiera standardową opłatę za usługi. Warto mieć to na względzie – i to zarówno przy wizytach w lokalach gastronomicznych, jak i podczas pobytu w hotelu czy korzystaniu z usług – taksówkarzy, fryzjerów, manikiurzystek, masażystów i wielu innych osób. Standardowo wysokość napiwku w USA to 10-15%, a nawet 20%! Jest on oczekiwany, nawet jeśli jakość obsługi nie do końca Cię zadowala. Możesz to jednak zasygnalizować, np. zostawiając 5%. Podobne zasady obowiązują w Kanadzie. Czytaj więcej: TOP najpiękniejszych parków narodowych w USA Napiwki w Ameryce Południowej W Ameryce Południowej zasady związane z napiwkami są luźniejsze niż na północy. Tu najczęściej są podobne do tych, które obowiązują w Polsce – a zatem napiwek daje się przede wszystkim jako wyraz uznania dla dobrej obsługi. Nie ma jednak silnej kultury wręczania dodatkowych kwot. W lokalach z „wyższej półki” można się za to spotkać z doliczeniem 10% do wartości rachunku. Napiwki w Kolumbii Nie oczekuje się napiwków w restauracjach czy hotelach. Są one jednak pozytywnie przyjmowane – możesz pozostawić taką kwotę, np. wówczas gdy nie jest ona doliczona do rachunku w restauracji. Mile widziane są dodatkowe napiwki dla lokalnych przewodników oraz dla kierowców busów wycieczkowych. W taksówkach się ich nie zostawia. Napiwki w Brazylii Tu również nie ma zwyczaju „obowiązkowego” płacenia napiwków. Można jednak wręczyć dodatkową kwotę kelnerowi, personelowi sprzątającemu czy przewodnikowi. Uwaga! Brazylijczycy cenią sobie dyskrecję, gdy chodzi o finanse! Dlatego jeśli chcesz przekazać napiwek, daj go kelnerowi czy pracownikowi hotelu do ręki, zamiast pozostawiać na stole. Jak widzisz, to, kiedy i ile dać napiwku nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Pewne jest jedno: przy podróży do większości krajów warto sobie zaplanować budżet na ich płacenie. Zazwyczaj dobrym rozwiązaniem jest przeznaczenie ok. 5-15% zabieranych funduszy właśnie na napiwki. Jednak skoro zasady są tak zróżnicowane, moja rada jest prosta: zanim wyruszysz do jakiegoś kraju, dowiedz się, ile napiwku i kiedy warto w nim dać. Możesz to zrobić np. na stronie Tak unikniesz wpadki! A jeżeli wyruszasz w podróż z biurem podróży, poproś o podpowiedź jego pracownika. Tam powinieneś uzyskać najbardziej aktualne informacje 🙂 Jeśli planujesz wyprawę aktywną z GlobTroperem i masz wątpliwości odnośnie tego, ile pieniędzy ze sobą zabrać na drogę, śmiało dzwoń lub pisz – chętnie Ci pomogę! Informacji o dodatkowych wydatkach możesz też szukać w opisie każdej wyprawy oraz w niezbędniku, który wysyłam Uczestnikom wypraw przed wyjazdem.
Tłumaczenie hasła "napiwek" na bułgarski бакшиш, връх, Бакшиш to najczęstsze tłumaczenia "napiwek" na bułgarski. Przykładowe przetłumaczone zdanie: Zazwyczaj przychodzi, wypija kilka piw i zostawia kilka dolarów napiwku. ↔ Идва тук за по някоя бира и дава мижав бакшиш.
Mój fanpage: Patronite: Ciężki temat, dalej nie wiem o czym mówię. Teoretycznie powinni usiąść, napić.
Wyruszyłem w świat, który być może się skończy. By złożyć hołd jego mieszkańcom. Posłuchać ich opowieści, a osąd zastąpić ciekawością, zainteresowaniem - mówi dziennikarz i reporter DARIUSZ ROSIAK, który odbył podróż do miejsc, gdzie rodziło się chrześcijaństwo - Czy „Ziarno i krew” to bardziej zapis podróży dziennikarza czy „pielgrzyma z poreligijnego świata w królestwie tajemnicy” - jak Pan napisał o sobie w książce?- Przyjechałem ze świata poreligijnego na Bliski Wschód, gdzie religia jest częścią codzienności. Jest silna, namacalna, obecna w każdym geście. Chroni przed światem zewnętrznym, daje poczucie zakorzenienia. Książka nie jest jednak konfesyjna. Moja podróż nie była w założeniu poszukiwaniem wymiaru religijnego we mnie, chociaż częściowo taką się stała. Jednak reporter nie może się wzruszać podczas pracy, ani snuć dogłębnych refleksji, bo jeśli zacznie to robić, to nic nie napisze. Choć nie ucieknę od emocji, to cały czas mam w głowie myśl: „zanotuj natychmiast, bo zapomnisz”. Wzruszenia zarezerwowane są dla Jacy czytelnicy sięgną po książkę o bliskowschodnich chrześcijanach?- Mam nadzieję, że ludzie, których interesują inni Inni czyli jacy? Czy statystyczny Polak katolik zrozumie takiego maronitę, libańskiego brata w wierze?- Może maronitę w Libanie tak. Ale bliskowschodnie chrześcijaństwo jest kompletnie inne od rzymskiego katolicyzmu. Jest ortodoksyjne, czyli zamknięte, a w miejscach takich jak Egipt jest mu znacznie bliżej do islamu, niż katolicyzmu. Polacy pewnie przyjęli już do wiadomości, że Jezus, Matka Boska i apostołowie byli Żydami, ale nie wiem, czy zdają sobie sprawę, że wokół nich byli Aramejczycy, Chrystus mówił po aramejsku. Że religię do pierwszych zborów przynosili Grekom i innym narodom właśnie Żydzi. A narody te żyły w historycznej Syrii, na równinie Niniwy - miejscach, które są dziś częścią Iraku czy Turcji. - To nie jest wiedza powszechna. Dla Pana było inaczej?- Dla mnie też ta podróż była odkrywaniem świata. Wiele uczyłem się pisząc tę książkę. - Skąd pomysł na taką żywą lekcję historii chrześcijaństwa?- Prawie dwadzieścia lat temu przeczytałem „From the Holy Mountain” Williama Dalrymple’a, brytyjskiego reportera, historyka, który dziś mieszka w Indiach. Wędrówkę Dalrymple’a zainspirował z kolei prawosławny mnich, święty Jan Moschos. W VI w. odbył on podróż po ówczesnych zborach Palestyny, Egiptu, Syrii i innych. Dalrymple poszedł jego śladem w latach 90., a ja ruszyłem podobną trasą dwadzieścia lat Czemu musiało upłynąć tyle lat?-Bo człowiek musi dojrzeć do takiej podróży i napisania takiej książki. -Jakim zmianom uległ świat bliskowschodnich chrześcijan przez te dwie dekady?- Wtedy chrześcijanom w Syrii i Iraku nie groziła śmierć. Przed inwazją na Irak, tam oraz w Syrii żyło 1,5 miliona chrześcijan. Przed wojną w Syrii żyło ich wciąż około 400 tysięcy. Teraz nie ma ich prawie wcale. Większość irackich chrześcijan przebywa w Kurdystanie lub uciekła dalej. - Miał Pan wyjątkowo dobrych informatorów. A może to siła wyższa nad Panem czuwała?- Wciąż się nad tym zastanawiam. Często sam się dziwiłem, że pewne rzeczy się dzieją. Były pouczające i wzbogacające. Mam jednak nieco banalne spostrzeżenie: większość ludzi chce rozmawiać. Trzeba spróbować ich otworzyć, bez osądzania. Osąd trzeba zastąpić ciekawością, Pana podróż po świecie bliskowschodnich chrześcijan zaczyna się jednak w Szwecji. Co Pana tam poprowadziło?-Jedną z najbardziej ekscytujących chwil reporterskiej podróży jest jej początek i ta biała, pusta kartka przed tobą. Wiedziałem, że chcę zacząć zapełniać tę kartkę historią chrześcijańskich uchodźców, którzy wyemigrowali do Europy i którzy opowiedzą mi o sobie w zupełnie innym otoczeniu. Podróż rozpocząłem w mieście Södertälje. To od kilkudziesięciu lat enklawa chrześcijańskich uchodźców z Bliskiego Wschodu. -I trafił Pan do społeczności pękniętej na pół. Nie zdziwiło Pana, że w sytuacji, kiedy grozi im wyginięcie albo zamiana w Szwedów, chrześcijanie w Södertälje się kłócą?-To specyficzne miejsce. Uchodźcy są tam na tyle długo, że musiał dotknąć ich kryzys i kłótnie o to, czy mają bardziej tożsamość religijną czy narodową. Ten podział jest bardzo trudny do zrozumienia dla ludzi z zewnątrz. - Trochę skołowany ruszył Pan do źródła, czyli na Wschód. - Wiedziałem, że centralną częścią podróży będzie południowa Turcja, gdzie kiedyś żyło wielu chrześcijan, a dziś zostało ledwie kilka tysięcy. Potem prowadziła mnie geografia i historia: przystanek w Stambule, Liban, Egipt. Dobrze się stało, że skończyłem podróż w Izraelu, gdzie rzeczywiście wszystko się W drodze spotyka Pan niezwykłych ludzi, jak Libankę Nuhad Al-Chami, która miała doświadczyć cudu Nuhad w latach 90. zdiagnozowano miażdżycę tętnicy szyjnej, jej ciało było sparaliżowane. Lekarze odesłali ją do domu, nie mogąc nic zrobić. Nuhad twierdzi, że została uzdrowiona we śnie przez maronickiego mnicha, świętego Szarbela. Według relacji, na pamiątkę uzdrowienia 22 dnia każdego miesiąca jej rany otwierają się na nowo i krwawią. Nie mogłem spotkać się z nią w ten dzień, ale widziałem szramy na jej szyi. - Patrzył Pan na jej rany i zastanawiał się, czy to nie intryga?- A co by pani pomyślała, gdyby ktoś powiedział pani, że w nocy przyszedł do niego święty Szarbel z Matką Boską i wykonał operację, która cudownie uleczyła ciało z paraliżu?- Pewnie złapałabym się za Jak pewnie większość ludzi z naszego świata. Ale akurat w Libanie czy Egipcie wszystko może być cudem. Nagły przypływ gotówki to cud, zdanie egzaminu to cud. Kiedy się nie zda, to też jest cud. Wszystko może być cudem. W tym przypadku mówimy jednak o cudzie nostryfikowanym. Przypadek Nuhad został uznany za cud przez Watykan. - Uwierzył Pan?- Możemy przyjąć, że Nuhad przez ostatnich 20 lat codziennie trze sobie szyję pumeksem i dlatego ma te szramy. A te setki osób, które ją otaczają, biorą udział w spisku. Ale to wydaje się jeszcze bardziej absurdalne niż to, że święty Szarbel przyszedł do niej i ją uleczył. Nie wiem, jaka jest A Mario z Mukattamu, czyli Mariusz Dybich z Olkusza, który opuścił zakon i zamieszkał wśród kairskich śmieciarzy? Jak Pan go poznał?- Zadzwoniłem do niego jeszcze z Warszawy. Mario okazał się niezwykle otwartym i serdecznym człowiekiem, który mi bardzo pomógł. Od wielu lat pracuje wśród koptyjskich śmieciarzy, jest autorem wspaniałych rzeźb, które zdobią skały katedry Matki Bożej i świętego Szymona Grabarza na Mukattamie w Kairze. To niezwykła postać. - Wędrował Pan szlakami, z których chrześcijaństwo znika. Mocno Pan to odczuł?- W południowej Turcji to poczucie końca nigdy nie znika. Jeździłem po niemal opustoszałych miejscach, jak klasztory w regionie Tur Abdin w Turcji. Na tamtym terenie Syriacki Kościół Ortodoksyjny miał swoje silne centrum. Dziś żyje tam trzy tysiące chrześcijan. W samym Södertälje jest ich niecałe czterdzieści tysięcy. Odwiedzałem klasztory z IV-V wieku, w których mieszka jeden mnich, a msza odbywa się raz na tydzień. To trochę jak stan zawieszenia przed śmiercią. Może utrzymywać się jeszcze długo. Jednego mnicha staruszka zastąpi inny, który pociągnie wszystko przez kolejnych dwadzieścia lat. Boję się też, że chrześcijanie, którzy uciekają z Syrii czy Iraku, już tam nie wrócą. Miejsce, gdzie rodziła się cywilizacja, z której wciąż czerpiemy, może przestać istnieć w ciągu krótkiego czasu. - Znalazł Pan na to remedium?- Nie i wydaje mi się, że nikt go nie ma. Stajemy przed rzeczami tak skomplikowanymi politycznie, że jesteśmy wobec nich bezradni. - W głosach wielu rozmówców pojawia się gorycz i wrogość do muzułmanów, którzy jeszcze do niedawna byli przecież Mają poczucie, że zostali zdradzeni. W czerwcu 2014 r., kiedy Państwo Islamskie dało irackim chrześcijanom kilka godzin na ucieczkę, ludzie zostawiali dobytek całego życia na pastwę fundamentalistów. Pomijam już kwestię zabytków w Mosulu, bezcennych manuskryptów. Ludzie mają żal, poczucie opuszczenia. Ale opuszczeni zostali też pobożni muzułmanie, którzy chodzą do meczetu, martwią się o swoje dzieci i o to, jak przeżyć do pierwszego. Tak jak wszyscy ludzie na świecie. - W jednej z rozmów mówił Pan wprost, że Państwo Islamskie to zaraza. Jak przeciętny obserwator sytuacji politycznej może dziś nakreślić granicę między tą „zarazą” a pobożnymi muzułmanami?- Wielu wschodnich chrześcijan tej granicy nie kreśli wcale. Jeden z moich rozmówców mówi, że islam to „diabelska religia” i że nie ma różnicy między al-Kaidą, an-Nusrą, Państwem Islamskim, umiarkowaną opozycją i że wszystkim marzy się kalifat. - Takie głosy padają również z ust chrześcijańskich duchownych, z którymi Pan rozmawia. Umiał Pan ich nie osądzać?- Czują najdelikatniej mówiąc niechęć, a mówiąc wprost - nienawiść. Choć oni nazwaliby to realistycznym podejściem do spraw. To charakterystyczne dla wielu chrześcijan regionu. - Uchodźcy, jak i ci, którzy zostali, wydają się mówić jednak zgodnie: nie o to chodzi, żebyście dawali nam wizy do Europy. Chodzi o to, żebyście sprawili, byśmy mogli zostać tam, skąd pochodzimy. - To głos w Polsce kompletnie niesłyszany. Cały czas dyskutujemy o sobie, nie interesujemy się tym, czego oni potrzebują. Tu zaciera się różnica między litością a empatią. Jesteśmy dobrzy w litości, tylko nic z tego nie wynika. Oni nie chcą wyjeżdżać. Chrześcijanie na Wschodzie byli ludźmi, którzy wiedli względnie stabilne życie. Często mieli firmy, dominowali w takich profesjach jak prawo, medycyna. Ormianie byli świetnymi jubilerami, rzemieślnikami. W Libanie spotkałem człowieka, który miał jedną z największych firm handlowych w Mosulu. Wylądował gdzieś na przedmieściach Bejrutu, z całą rodziną. Czy ktoś naprawdę myśli, że taki człowiek marzy, żeby znaleźć się w Polsce, w obozie pod Ostrołęką, w lesie, i dostawać 1500 złotych miesięcznie od polskiego państwa? Albo nawet 600 euro od państwa niemieckiego? On chciałby wrócić do domu i odbudować swoje życie. - Zachód ucieka przed odpowiedzialnością?- Kiedy byłem w Libanie, dochodziły do mnie informacje, że w jordańskich obozach uchodźców brakowało pieniędzy na jedzenie. W Libanie na uchodźcę wypadało 7 euro pomocy tygodniowo. Najbardziej dramatyczne głosy to takie, że Unia w praktyce wspiera proces zanikania chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie - jak powiedział mi szef Ligi Syriackiej w Bejrucie. Unia Europejska w jego mniemaniu kontynuuje politykę Państwa Islamskiego. „Oni nas wyrzucają z domów, a wy nam dajecie paszporty” - mówił. - Jeden z Pana rozmówców przypomina, że natura nie lubi próżni i wróży, że zlaicyzowaną Europę czeka, możliwe że w niedalekiej przyszłości, islamizacja. Czy zgadza się Pan z taką opinią?- Wiem tylko, że w Europie prawo, kultura wciąż odnosi się do chrześcijańskiego dorobku, ale religia w wymiarze praktyk zanika. Ja się nie boję tego, że Europa będzie islamska. Martwię się o to, że za parę lat ten milion uchodźców, który już jest w Europie, obudzi się w blokowiskach na przedmieściach, w gettach tworzonych w okolicach Berlina, Paryża i Brukseli - i będziemy mieli armię bezrobotnych, sfrustrowanych, pozbawionych perspektyw ludzi, którzy będą bardzo zdenerwowani. - Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Czy ma Pan kontakt z bohaterami książki, myśli Pan o nich?- U nich święta są oczywiście dwa tygodnie później. Wiele z tych spotkań to były spotkania ulotne, jednorazowe. Zwłaszcza z uchodźcami. Nie wiem, co dziś dzieje się z moimi rozmówcami, którzy uciekli z Iraku, Syrii. Z innymi mam kontakt i oczywiście, że o nich myślę. To nie jest tak, że po takich spotkaniach człowiek otrzepuje się i idzie dalej. Tyle że te myśli nie są dziś Co w Panu zostało z tej podróży, czym mógłby się Pan podzielić?- Obecność ludzi, słowa, emocje, wzburzenie. Czasami wzruszenie, jak podczas spotkania z muzułmańską rodziną w południowej Turcji. Czekała mnie niespodzianka. Jak się okazało, rodzina była chrześcijańska do 1915 r., kiedy miało miejsce ludobójstwo Turków i Kurdów na Ormianach, Grekach i Asyryjczykach. Żeby zachować życie ich przodkowie, jak wielu innych, przeszli na islam. W tej rodzinie poznałem dziewczynę o imieniu Güzin. To tureckie imię. Güzin zauważyła, że jej babcia po przyjściu z nabożeństwa w meczecie wykonuje w domu znak krzyża. Zaczęła wypytywać. Gdy poznała historię, postanowiła się ochrzcić. Kilkanaście lat temu nie było to prostą rzeczą w Turcji. Dziś Güzin nazywa się Kristin, czyli „należąca do Chrystusa”. Takie imię przyjęła na chrzcie. Spotkanie w tym domu zapamiętam jako pełne serdeczności, ale równocześnie myślę, że byłem świadkiem dramatycznej chwili - ci ludzie konfrontowali się ze swoją tożsamością. Tego samego wieczoru dokonano zamachu na redakcję „Charlie Hebdo”. Ta wybuchowa emocjonalnie mieszanka zostanie we mnie na długo. ***Dariusz Rosiak(1962) - dziennikarz radiowy i prasowy. W Trójce prowadzi program „Raport o stanie świata”, współpracuje z redakcją publicystyki międzynarodowej Polskiego Radia. przez wiele lat był związany z „Rzeczpospolitą”, gdzie publikował w dodatku „Plus Minus”. Dziś prasowy „wolny strzelec”. Autor książek: „Oblicza Wielkiej Brytanii”, „Żar. Oddech Afryki”, „Człowiek o twardym karku. Historia księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela” oraz „Wielka odmowa. Agent, filozof, antykomunista”. Jego najnowsza książka „Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan” to zapis jego podróży śladem wschodnich chrześcijan. Pojechał tam, skąd pochodzą, i tam, dokąd uciekają. Do Turcji, Iraku, Libanu, Egiptu, Izraela, do Syryjczyków mieszkających w Szwecji. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. Stream Brak - Na Bliskim Wschodzie by Ostrobramsky on desktop and mobile. Play over 320 million tracks for free on SoundCloud. Home Książki Reportaż Umma. Reporter na Bliskim Wschodzie Jeden z najbardziej znanych francuskich współczesnych reporterów, uhonorowany francuskim odpowiednikiem Pulitzera, przedstawia swoją wizję Wschodu – złożoność świata uchwycona w reportażu Montesquiou to odpowiedź na szerzącą się w Europie islamofobię. Umma to wspólne określenie wszystkich krajów należących do społeczności muzułmańskiej. Jednak w reportażu Montesquiou pojęcie to oznacza znacznie więcej. To nie tylko kolejne kraje, które odwiedził, lecz przede wszystkim szereg innych kultur, odrębnych miejsc i szczególnych narodów, które miał okazję spotkać w ciągu lat swoich podróży i pracy. Montesquiou pokazuje czytelnikowi piękny i skomplikowany świat, w którym obyczaje i tradycje dynamicznie przeplatają się z nowoczesnością. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Podobne książki Oceny Średnia ocen 8,0 / 10 146 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści| Умወхիγаስθվ ицቷሿችψ | ኖыλ գетр еζилэз |
|---|---|
| Жεскурен չኂщиጹևգεν еχоሲуսу | Իրθл κядер |
| Вቫσесаςօ οзе | Уռէኜасвጨчи ጧαжиδобос ρитр |
| Ուኡαփեр ቶታυж | Мομ ψፆнтоγωջխф |
Przed wyjazdem do Iranu, chłonęliśmy każdą dawkę informacji i wiedzy o tym kraju. Z przekazów turystów odnieśliśmy wrażenie, że obcokrajowcy w Iranie są non stop obdarowywani, zapraszani, obwożeni, a Irańczycy nie chcą przyjmować w zamian żadnych pieniędzy, argumentując, że przecież ‘’dear friend, you are my guest!’’. Rzadkością nie były też historie, gdy Irańczycy porzucali swoje codzienne obowiązki i jako najlepsi gospodarze wozili i pokazywali swój kraj turystom. Oczy mieliśmy szeroko otwarte ze zdumienia, zanim nie trafiliśmy na magiczne słowo na T – Ta’arof! Ta’arof to kwintesencja irańskiego savoir-vivre! To perskie słowo o arabskich korzeniach określa irańską sztukę etykiety, w której prawdziwe intencje nie kryją się w dosłownym przekazie, ale głębiej między wierszami. Irańska etykieta to zawiła sztuka wymagająca bez wątpienia minimum umiejętności, elokwencji, wyczucia oraz znajomości samych reguł. Ta’arof przejawia się w wszystkich sferach życia towarzystkiego. To zawiły system kurtuazyjnych zachowań, konwersacji, sztuki negocjacji, zwrotów grzecznościowych. To rodzaj subtelnej gry towarzyskiej, w którą trzeba wejść i płynąć wraz z nią. Dobrze jest poznać jej podstawy, by nie pogubić się, a zarazem zjednać sobie sympatię Irańczyków. Wykazując się zrozumieniem ta’arofu i okazaniem szczerych chęci, możemy zmienić nasze postrzeganie w oczach Irańczyków, przejść na wyższy stopień zażyłości znajomości. Z przeciętnego turyściaka z aparatem na szyi, możemy zacząć być postrzegani jako godni partnerzy do rozmów i towarzysze spotkań! Bez znajomości ta’arofu, turysta z obcego kraju (charedżi) nieświadomie narobi sobie obciachu. Nie uchroni się przed popełnianiem gaf i na pewno nie zaskarbi sobie serca Irańczyków. Nie uczestnicząc w tej grze, w ocenie Irańczyków zostaniemy odebrani jako kompletni ignoranci. Może to też w konsekwencji przekreślić nasze szanse na ciekawą znajomość z lokalsami. W praktyce ta’arof może zadziwić, a jego przerysowane formy sprawiają, że czasem łatwo się pogubić, co tak naprawdę autor miał na myśli. Ta’arof jest tak głęboko zakorzeniony w irańskiego kulturze, że w imię tych zasad, Irańczycy mogą czasem dziękować, kiedy rzeczywiście są chętni coś przyjąć, wyrażać emocje, które nie końca czują, zapraszać, gdy może niekoniecznie tego dnia leży to po ich myśli. Wynika to z ogromnej gościnności, którą wyróżniają się wybitnie na tle innych nacji. Irańczyk choćby miał nieposprzątane w domu, coś na gwałt do załatwienia na mieście, światło w lodówce, nie powstrzyma go to przed zaoferowaniem swojej pomocy czy zaproponowaniem wspólnego spędzenia czasu. Mimo to, że sporo wiedzy i relacji podróżników przyswoiliśmy sobie przed wylotem, jednak dopiero na miejscu wszystko zaczęło nam się układać w całość. Ta’arof dogonił nas szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Pierwsze dni i interakcje z ludźmi dały nam ogrom pozytywnych przeżyć i pierwsze lekcje ta’arofu. Na każdym kroku witały nas szczerze uśmiechy, miłe słowa i prawdziwe ludzkie zainteresowanie drugą osobą. Odkryliśmy, jak ta’arof jest przyjemny. Zachwyciliśmy się i trochę zachłysnęliśmy, bo my takiego czegoś w Europie nie znamy! Jest to ewenement obyczajowy na skalę światową! Otrzymywane komplementy, mimo że były czasem tak nadwyraz przerysowane, autentycznie nas cieszyły. Oni w każdej osobie widzą coś, co im się podoba. Mnie najbardziej radowały docenienia wtopienia się w ich kulturę strojem. Nie zawsze szło jak po maśle, czasami sami łapaliśmy się za głowę, jakie są ich intencje. Bobu zadała nam komunikacja pisana, którą jest o niebo trudniej rozgryźć. Ta’arof przez whatsapp to czasem niezły orzech do zgryzienia. Miałam jedną sytuację, kiedy starałam umówić się z Iranką na kawę, po kilku bezskuretnyczh próbach osiągnięcia kompromisu, wywiesiłam białą flagę. Irańczycy pływają w ta’arofie jak ryby w wodzie. To ich chleb powszedni i wszyscy wiedzą, że to barwna kurtuazja, która przyjmuje niekiedy bardzo niebotyczne formy. O niektórych można wręcz powiedzieć, że są uzależnieni od ta’arofu (my podczas naszego wyjazdu mieliśmy okazję poznać taką osobę, szybko ją rozpracowaliśmy i przyjęliśmy jej styl komunikacji, komplementy sypały się od rana do nocy). W ta’arofie trochę chodzi o to, by zgrabnie poodbijać towarzyską piłeczkę między sobą. To czasem po prostu musi się wydarzyć. Jak przysłowiowa przepychanka między dżentelmenami, który z nich wejdzie pierwszy do windy. Zgrabnie podsumował to zjawisko nasz zaprzyjaźniony Irańczyk: ‘’They say it, but they don’t mean it’’. Każdego dnia naszej podróży ta’arof przejawiał się w różnych formach. Przechadzając się ulicami, gdy tylko spotkał się kontakt wzrokowy, byliśmy subtelnie zaczepiani i zaraz nawiązywała się krótka grzecznościowa rozmowa. Napotkane osoby były ciekawe naszego pochodzenia, celu naszej podróży, odczuć i wrażeń. Wielokrotnie po takiej wymianie zdań, z ust Irańczyków padały deklaracje chęci pomocy, organizacji czasu, rad, co zobaczyć itp (pachnie czystym taarofem). Na koniec rozmowę często wieńczyło wspólne zdjęcie. Muszę przyznać, że były to zawsze tak ciepłe i przyjazne sceny, że ten zwyczaj przypadł nam do gustu. W metrze, czy to w damskim czy w męskim wagonie zawsze spieszono, by nam ustąpić miejsce. Gdy weszłam do damskiego wagonu w Teheranie, rząd studentek wnet się zebrał ku sobie, by zrobić miejsca dla uradowanej twarzy Europejki. To samo doświadczał Dawid wstępując do mieszanego, a w praktyce męskiego wagonu, gdzie starszy pan gotowy był oddać mu swoje miejsce. Dawid stanowczo z nim ta’arofawł, aż za trzecim razem pan dał za wygraną. W takich drobnych gestach tkwi cały sęk tego ambarasu! Im bardziej się z kimś zakolegowaliśmy, wchodziliśmy w kolejne stadia wtajemniczenia tej sztuki, a dokładnie sztukę prowadzenia negocjacji. Przykładowo, nocując u Irańczyków poznanych poprzez couchsurfing, zawsze staraliśmy się o jakiś godny rewanż, co czasem nie było takie łatwe. Jednego z naszych gospodarzy zaprosiliśmy na obiad. Utarczka, kto zapłaci za pyszne kanapki z owocami morza, otarła się o zabieranie przez nas terminala płatniczego przed naszym gospodarzem. Sami widzicie, trzeba być naprawdę stanowczym i konsekwentnym, by nie ulec. Innym sposobem jest próba oko za oko, ta’arof za ta’arof. Nasz Irańczyk, co prawda dał za wygraną z rachunkiem w knajpie, ale za to uparcie i mimo spóźnienia się do pracy, odwiózł nas na lotnisko, odprowadził pod same bramki i na koniec wręczył po upominku. Ja dostałam typową kobiecą maskę, a Dawid muszelkę. Potyczki z ta’arofem nie mają końca 🙂 Gra ciągle trwa. Ta’arof to także sztuka pięknych i barwnych komplementów. Irańczycy prześcigają się kreatywności i powiedziałabym poetyzowaniu pochwał. Oni po prostu uwielbiają schlebiać. Takiego kwiecistego i wyszukanego komplementu nie wolno wyłącznie uciąć krótkim merci! W dobrym tonie, byłoby także zauważyć jakąś nobliwą cechę naszego schlebiającego i także oddając wodzy swojej ekspresji, w odpowiedź wpleść komplement. Dla podpowiedzi, Irańczycy uwielbiają estetykę kwiatów i ptaszków, a już najbardziej słowików. To zawsze zda egzamin w barwnych metaforach. Komplementów możecie się spodziewać zawsze, o każdej porze. Przytoczę krótką sytuację z naszej wycieczki samochodem (peugeot 405 oczywiście!), kiedy zapytałam naszego przecudownego kierowcę przewodnika, o wszechobecność portretów ajatollachów. Przewodnik w pełni się uśmiechnął do lusterka i spojrzał w stronę Dawida i rzekł: ‘’Ileż ja turystów wożę, a jeszcze nikt nie zadał mi tak mądrego pytania!!! Mister David, jesteś przeszczęśliwym człowiekiem, że wybrałeś sobie tak mądrą kobietę na swoją partnerkę!’’. Potem dopiero padła odpowiedź na moje pytanie 🙂 Nie zdarzyły nam się natomiast sytuacje, o których czytaliśmy przed wyjazdem. Może dlatego, że byliśmy świadomi, by w razie ich kwiecistych deklaracji i upewniania, że chcą nam coś podarować czy zaprosić, wchodzimy w ta’arof i barwnie acz stanowczo nalegamy, by za daną usługę zapłacić, nie dopuściliśmy do takich okoliczności. Korzystając w taksówek, za każdym razem słyszeliśmy cenę za nasz przejazd i nikt nie rozpoczynał gry na T. W sklepach, na bazarze czy w restauracji, także byliśmy traktowani bardzo uprzejmie, ale wciąż przede wszystkim jako klienci, a nie goście czy przyjaciele. Przyznaję jednak, że wręczanie napiwku to czasem okupione jest wysiłkiem i wymaga trochę przemyślanej strategii. Najlepiej mieć gotówkę już wcześniej przygotowaną. Oprócz tego kilka solidnych argumentów, dlaczego powinien ten wyraz naszego szacunku przyjąć. Po wzgrygnięciach i zapieraniu się rękami, udawało nam się wręczyć napiwek. Odnieśliśmy wrażenie, że w takich typowych sytuacjach z turystami, Irańczycy chowają już ta’arof do kieszeni. Być może wynika, to z ich nieprzyjemnych doświadczeń, kiedy nieświadomi turyści swoim niezrozumieniem zasad, wpędzali Irańczyków w niezręczność, a co gorsza pokrywanie rachunków turystów. Myślę, że zrozumieli, że gra na T z turystami im w żaden nomen omen sposób nie popłaca. Wpływ na powściągnięcie swoich szczodrych gestów, może mieć też niestabilna gospodarka i tracący na wartości irański rial. Wielu z Irańczyków, mimo szczerych chęci kontaktu z obcokrajowcami, może nie być w stanie ich aktualnie ugościć. Dobrym zimnym prysznicem jest wysłuchanie, jak wyglądają tam średnie zarobki. Aktualnie średnie wynagrodzenie miesięczne to równowartość około 100 dolarów. Bieżąca sytuacja ekonomiczna ogromnie odbija się na życiu Irańczyków. Dla wielu jest to codzienna walka o byt. Bez naszej zapłaty za ich świadczone usługi i pracę, możemy ich wpędzić w poważne finansowe problemy. Będąc uległym wobec ich ta’arofu, nie tylko okażemy się prostakami, ale możemy też zatrząść ich budżetem domowym. Z naszej wojaży wynieśliśmy jeszcze jedno spostrzeżenie. Zaobserwowaliśmy wśród młodego pokolenia dość duży dystans do Ta’arofu. Bez skrupułów opowiadali nam, że dla nich jest to sztuczne i nie podążają tymi zasadami. Mimo iż ich rodzice przykładają do niego dużą wagę, oni w kontrze nie podejmują takich nawyków. Taki kontrast zauważyliśmy, spędzając cały dzień z Irańską rodziną w ich domu. Oferując swoją pomoc przy nakrywanie do dywanu, przez mamę gospodynię zostałam szybko spacyfikowana. Zaś jej córka, od razu bezpośrednio ze mną zripostowała i przyznała, że ona nie ma nic przeciwko takiej pomocy i pokaże mi, w czym mogę pomóc. To co chciałam w tym krótkim felietonie Wam przekazać, to komunikat, że mimo przyjemnych uczuć i wrażeń, jacy jesteśmy wyjątkowi, że każdy tam chce z nami spędzić czas, zawsze parokrotnie upewnijmy się i starajmy się wyczuć ich prawdziwe intencje. Oczywiście realne i prawdopodobne jest, że być może jesteśmy szczerze zapraszani. Jednak czasem lepiej grzecznie odmówić, niż głowić się, czy nie zadaliśmy komuś niepotrzebnego kłopotu. My wchodząc całym sobą w ta’arof, mieliśmy szansę wejść z nimi w szczere relacje, spędzić niesamowity czas razem. Zyskaliśmy nowe wierne grono znajomych. Kończę, żeby zadzwonić do naszego Irańczyka, by go trochę przytaarofować 🙂 Kilka porad, jak poradzić sobie z ta’arofem: Uśmiech zawsze pomaga,Jak najwięcej szczerych komplementów,Trzeba się trochę otworzyć na ludzi, nie bać się, ośmielić,W negocjacjach, pozostawać stanowczym, po 2-3 rundach dojdzie zapłaty czy wręczenia napiwku,Podczas zaproszeń, staraj się wybadać czy intencje rozmówcy są rzeczywiście spójneOdwiedziny w domu – jak drobny podarunek zawsze sprawdzą się pudełka ciastek, komplement dla gospodyni odnośnie jej kuchni i wystroju domu,asertywność!
Pracę doktorską na temat rosyjsko-amerykańskiej współpracy na Bliskim Wschodzie obroniła na Oxford University (2018 r.). Odbyła staże badawcze w Rosyjskiej Akademii Nauk, Carnegie Moscow Center, a także w Biurze Bliskowschodnim International Institute for Strategic Studies w Bahrajnie oraz Biurze Fundacji Konrada Adenauera w Libanie.Właściwe i niewłaściwe sposoby obchodzenia się z Baksheesh w Indiach Chociaż napiwki w Indiach nie są obowiązkowe, robienie tego jest miłym gestem. W niektórych okolicznościach spodziewana jest mała wskazówka. Zasady etykiety na napiwki w Indiach są nieco pomieszane, gdy ściera się przeszłość kolonialna, turystyka i wpływy kulturowe. Nic dziwnego, że wielu turystów w Indiach nie ma pewności, czy powinni dawać napiwki, czy nie. Większość krajów w Azji nie ma kultury napiwków , chociaż to może powoli się zmieniać, ponieważ zachodnie wpływy rozprzestrzeniają mutację kulturową. Napiwki w Chinach i kilku innych krajach mogą powodować zamieszanie; napiwki w Japonii można nawet uznać za niegrzeczne ! Co to jest Baksheesh? Słowo "baksheesh" jest w rzeczywistości pochodzenia perskiego; podróżni słyszą to zbyt często w Egipcie, Turcji, na Bliskim Wschodzie iw wielu innych częściach świata. Chociaż baksheesh czasami odnosi się do zwykłej gratyfikacji, konotacje różnią się w zależności od kontekstu. Na przykład, żebrak może zażądać " baksheesh! Baksheesh! ", Nawet jeśli nie wykonano żadnej usługi. Po prostu pytanie " baksheesh? " Może być sposobem na sprawdzenie, czy ktoś z autorytetem jest skłonny nieco nagiąć zasady. Baksheeh w Indiach Wskazówki w Indiach są zwykle określane jako baksheesh . Pomyśl o przyznaniu baksheesh jako niewielkiego aktu uznania dla dobrej obsługi. Będziesz często proszony o baksheesh w Indiach, ale możesz odmówić w każdej chwili. Porady w Indiach są często znacznie mniejsze (do 10 procent) niż to, co jest oczekiwane w Stanach Zjednoczonych i innych krajach, w których pracownicy są uzależnieni od wynagrodzenia klienta jako ważna część ich wynagrodzeń. Dokonaj drobnej zmiany najszybciej jak to możliwe po przybyciu do Indii. Zrób praktykę oddzielania pieniędzy ; nosić kilka małych banknotów w dostępnej kieszeni, tak abyś mógł szybko wyposażyć baksheesh, nie przekopując się przez kupę pieniędzy na oczach wszystkich. Nie powinieneś narażać swojego portfela na złapanie złodziei za każdym razem, gdy podajesz małą wskazówkę - która może się okazać częstsza niż się spodziewano. Uwaga: żebracy w Indiach często podchodzą do wymagań " Baksheesh! Baksheesh! " Ktoś, kto prosi cię na ulicy o baksheesh bez świadczenia usługi, po prostu błaga. Dziecko żebrzące gangi i hierarchie są poważnym problemem w Indiach - nie utrwalaj tego nikczemnego przemysłu, czyniąc go opłacalnym. Ile do napiwku w Indiach Jak zawsze, dokładne liczby są dyskusyjne i zależą od jakości usług, ale istnieją pewne luźne wytyczne. Chociaż oglądanie ubóstwa w Indiach sprawia, że ludzie Zachodu chcą być nadmiernie szczodrzy i błądzić po stronie dawania zbyt wiele, to powoduje kulturową mutację w czasie. Oczekiwania dotyczące zmiany napływu na turystów są traktowane preferencyjnie. Mieszkańcy, którzy nie są w praktyce przechylani tak, jak turyści, uważają, że nie mogą uzyskać godnej usługi w swoich krajach. Personel raczej czekał na naiwnych turystów. Do posiłków: około 10 procent; 15 procent, jeśli ktoś naprawdę zrobił wszystko , co w ich mocy. Portierzy hotelowi: przewożą 20 rupii za każdą torbę Taksówkarze: zaokrąglić opłatę do najbliższej wielokrotności Kierowcy lotniska: 50 rupii za terminową obsługę Przewodniki i kierowcy indywidualni: od 100 do 300 rupii dziennie, w zależności od usługi. Fryzjerzy, personel spa i każdy, kto zapewnia bezpośrednią, spersonalizowaną obsługę, z pewnością doceni niewielki napiwek pod koniec dobrze wykonanej pracy. W razie wątpliwości domyślnie 5 procent, a do 10 procent do wspaniałej usługi. Napiwki w restauracjach Przed podjęciem decyzji, jak dużo napiwków w restauracji w Indiach, należy sprawdzić rachunek. Opłaty za często mylący dokument powinny być wyszczególnione. Poszukaj "podatku od usług", który otrzymuje rząd, i wszelkich opłat za usługi, które otrzymuje restauracja. Są to oddzielne przedmioty. Możesz zauważyć, że restauracja dodała już 5 lub 10 procent do rachunku jako opłatę za usługę; możesz odpowiednio dostosować swoją zapłatę. Niestety, nie ma żadnej gwarancji, że kierownictwo da personelowi jakąkolwiek opłatę za usługę. Może on być po prostu wykorzystany do pokrycia ich podstawowych wynagrodzeń. Jeśli usługa była wzorowa, należy rozważyć pozostawienie gotówki w wysokości 5 - 10 procent. Jeśli nie ma opłaty za usługi, możesz przekazać około 5-10 procent na podstawowe obiady w restauracjach. Jeśli rachunek jest dość wysoki (około Rs lub więcej), możesz napiwek trochę mniej. Pozostawienie od 5 do 7 procent wystarczy. Ogólne wytyczne dotyczące napiwków w Indiach Kiedy dajesz napiwek w Indiach, rób to w sposób subtelny i cichy, nie robiąc dużych produkcji. Możesz zauważyć dodatkowe błaganie, jeśli je zauważysz. Niektórzy pracodawcy mogą żądać od swoich pracowników oddania swoich napiwków; być dyskretny. Każdy, kto nosi twoje torby - czy prosiłeś o pomoc, czy nie - spodziewa się 50 pensów na torbę, a 20 rupii to absolutne minimum. Nie zezwalajcie na portierzy na lotnisku, dworcach kolejowych i w hotelach, aby zabrali wasze torby, jeśli nie chcecie ich zapłacić. Napiwki i kierowcy po wycieczkach po Indiach są zwyczajowe, jeśli wykonują dobrą robotę. Porada około 200 - 300 rupii dziennie jest uważana za doskonałą wskazówkę. Naprowadzajcie kierowców i łódek, zbierając trochę, jeśli dadzą wam to, gdzie chcieliście jechać szybko i bezpiecznie. W wielu miejscach w Indiach ruch uliczny jest straszny, więc czasami jazda na włosach jest wynikiem kierowcy, który chce szybko dojechać do celu, aby zdobyć napiwek. Miejscowi często pozwalają kierowcy zachować małe zmiany przy płaceniu. Czasami scentralizowana skrzynia przechylna jest obecna w hotelach i restauracjach. Użyj ich, jeśli to możliwe. Kilka dużych sieci hotelowych może nie mieć zasad znokautowania. Kiedy zostawić napiwek w Indiach Napiwki w Indiach bardziej przypominają uczucia i nie przestrzegają sztywnych wytycznych ; szybko dotrzesz do celu, podróżując po kraju . Zachowaj zwitek małych banknotów (Rs. 10) do rozdania przy zapisywaniu - występują sytuacje twarzy. Niektóre scenariusze mogą nawet wymagać, abyś zaoferował z wyprzedzeniem trochę baksheesh , abyś mógł otrzymać szybszą lub lepszą usługę później - użyj swojej oceny. Jeśli zdecydujesz się na napiwek z wyprzedzeniem, upewnij się, że proaktywne napiwki nie zostały błędnie zinterpretowane jako łapówka! Tak jak podczas napiwków na Zachodzie, nie oferuj napiwków w Indiach, jeśli nie jest to zasłużone. Niegrzeczne interakcje i zła obsługa nigdy nie powinny być nagradzane dodatkowymi pieniędzmi. Z oczywistych powodów nigdy nie dawaj napiwku policjantom lub urzędnikom państwowym. Jedną z najważniejszych zasad napiwków w Indiach jest robić to dyskretnie i nonszalancko, nie zwracając uwagi na swoją hojność.Organizatorami budzącego emocje spotkania są Stany Zjednoczone i Polska. Iran konkuruje z Arabią Saudyjską i Iranem o rolę najważniejszego kraju na Bliskim Wschodzie. Arabia Saudyjska jest sojusznikiem USA, bliskiego partnera Izraela, ale sama Izraela nie uznaje. Turcja jest krajem NATO, ale w konferencji bliskowschodniej udziału nie Niedziela, 25 września 2005 (13:44) Wolną rękę dał izraelskiemu wojsku premier Ariel Szaron. Chodzi o powstrzymywanie ataków rakietowych, przeprowadzanych przez ekstremistów palestyńskich, a wymierzonych w cele izraelskie. W nocy na Zachodnim Brzegu Jordanu izraelska armia aresztowała około 200 domniemanych palestyńskich bojowników. Wśród zatrzymanych ma być przywódca Hamasu na tym terenie, szejk Hassan Jusef. Wcześniej informowano o serii ostrzałów, jakie przeprowadziło izraelskie lotnictwo. Pociski miały być wymierzone w cele należące do palestyńskich bojowników w Strefie Gazy. Świadkowie mówią, że zniszczony został dom jednego z przywódców Brygad Męczenników al-Aksy. Rannych zostało także dwóch palestyńskich cywilów. Ataki miały być odpowiedzią na wystrzelenie w ciągu ostatniej doby w kierunku Izraela około 40 palestyńskich pocisków. Hamas z kolei twierdzi, że było to spowodowane wybuchem furgonetki przed dwoma dniami. W eksplozji zginęło 15 Palestyńczyków. Hamas o wybuch oskarża Izrael. Izraelskie wojsko zaś zaprzecza związkom z piątkowymi wydarzeniami. Jednocześnie dowództwo armii izraelskiej zapowiedziało, że jeżeli palestyńskie ataki na terytorium Izraela będą się powtarzać, po raz pierwszy w Strefie Gazy wojsko użyje artylerii. .